poniedziałek, 21 maja 2012


Sen


Obudziłam się w małym pomieszczeniu, które wypełniało światło świecy. Leżałam na czymś twardym, nakryta ciężkim zmechaconym kocem. Usiadłam na moim posłaniu. Zorientowałam się, że jestem w kajucie. Wiedziałam, że jest środek nocy i znajduję się na pełnym morzu. Wstałam z posłania i spojrzałam w wielkie lustro  stojące na podłodze i oparte o ścianę. Miałam na sobie długą i workowatą koszulę nocną. Wyglądałam strasznie. Obejrzałam się. Na drewnianym stole leżała pożółkła mapa, świeczka w świeczniku oraz kubek. Był pusty ale buchała z niego para.  Powietrzu pachniało rumem i olejkiem cytrynowym, który moja mama dodawała do masy sernika.
Otworzyłam drzwi, przestąpiłam wysoki próg. Pokonałam kilka schodów (na górę) i znalazłam się na pokładzie. Jego zobaczyłam dopiero po dłuższej chwili. Stał przy barierce i patrzył w morze. Wyszukiwał białych, pieniących się  fal. Podeszłam do niego. Razem zachwycaliśmy się  szumem morza i wiatru. Byliśmy tak blisko jak kiedyś. Czułam naszą  zażyłość i było mi tak dobrze. I było mi tak dobrze patrzeć znowu z nim na gwiazdy… Tylko tyle.

poniedziałek, 14 maja 2012

Harmonia


Ile mogą mieć zwrotek piosenki „Gdybym miał gitarę” i „Hej sokoły” ? jak się okazuje dużo. Zbyt dużo.

Mieszkam w średniej wielkości mieście, blisko rynku (tego z ratuszem) oraz bardzo blisko deptaka. Obecnie na pobliskim deptaku siedzi na małym składanym krzesełku osoba, która od dwóch godzin „umila” życie grą na harmonii.  Lubię dźwięk tego instrumentu i lubię melodię, które dochodzą do mnie zza okna. Uwieście jednak, że po pół godzinnym słuchaniu tego samego utworu jedynym  sensownym wyjściem jest zamknięcie okna. Po pół godziny koncert drażni. Chce się aby ostatnie słowa pewnej piosenki się ziściły :

„I nikt nie słyszał już cygańskiej pieśni tej,
gitara znikła gdzieś i Cygan też.”

niedziela, 13 maja 2012

Zwiedzam...



Wczesnym popołudniem wyruszyłam spod Pałacu Prezydenckiego na Krakowskim Przedmieściu Chcąc okrążyć nasz Biały Dom pojechałam prosto, prosto i przy najbliższej nadarzającej się okazji skręciłam w prawo. Jechałam bardzo wąską, brukowaną ulicą biegnącą między kamienicami. Kiedy dotarłam na główna drogę, zorientowałam się ze biegnie ona wzdłuż Wisły. Skręciłam w prawo. Chwilę później wjechałam pod tunel.  Gdy spod niego wyjechałam najpierw po lewej stronie rzucił mi się w oczy duży billboard z prezesem pewnej polskiej partii politycznej, a nieco dalej zamajaczył w oddali za drzewami zarys Stadionu Narodowego. Miałam cel! Podjechać jak najbliżej tego obiektu. Czekałam aż pojawi się jakiś skręt w lewo, który umożliwi mi wjechanie na most w celu przedostania się na drugi brzeg rzeki. Skręciłam. Widziałam  ładnie wijącą się w górę drogę , która jak się wydawała prowadziła na most. Gapa nie znalazła początku tej pętli i pojechała dalej. Tym samym nadłożyłam sobie drogi. Ale czujna, że tam gdzieś musi być zjazd do następnego mostu , który już się przybliżał, w końcu zjechałam dobrze i przejeżdżałam przez naszą Wisłę (tramwaj się nawet trafił). Potem pchałam się jakiś czas prosto. Aż dojechałam do jakiś pól, które zakończyły jakimś terenem za bramą. Wydaję mi się, że były to ogródki działkowe. Trochę więc cofnęłam i odbiłam w lewo. Najpierw trochę zabudowań miasta. Aż w końcu, gdy wjechałam na czteropasmową drogę ukazał się stadion. Byłam coraz bliżej, coraz bliżej… Aż w końcu znalazłam się pod tym nowoczesnym obiektem.
I to był koniec. „Na czuja” jechałam ulicami Warszawy i dojechałam do miejsca, które sobie obrałam za docelowe!!
Takie cuda, podróże małe i duże tylko na portalu mapy.google.pl. Program kojarzy mi się z grą strategiczną. Nie gram w tego typu gry ale wirtualne wojaże po miastach jak najbardziej przypadły mi do gustu i sprawiają dużą przyjemność. Polecam  każdemu.

środa, 9 maja 2012

Czytam...


Pamiętam pierwszą książkę, którą wypożyczyłam z biblioteki publicznej w moim mieście. Był to „Fotoplastykon”  Krystyny Siesickiej, poleciła mi pani bibliotekarka. Książeczka była cienka i pamiętam, że bardzo mi się spodobała.
Czytelnictwo jako pasja objawiło się u mnie dosyć późno, bo dopiero po dwudziestce. Książka była antidotum na nudę i wypełniała pustkę w której znalazłam się w pewnej chwili. Dziś mogę śmiało powiedzieć, że czytanie jest moim głównym i najprawdziwszym hobby.
Ktoś powiedział, że czytając żyjesz wiele razy. To prawda. Czym jest dla mnie książka? Jest życiem, podróżą, poznawaniem świata. Gdy otwieram książkę,  to jakbym spotykała się z przyjacielem i cieszyłabym się na naszą rozmowę. Jak czytam to też prowadzę dialog, tyle tylko że niemy, intymny. Czytając buduję nowy świat na swój własny użytek. Taki świat, który jest tylko dla mnie sprawia mi ogromną radość i bardzo dobrze się w nim czuje.
Jakie lubię książki? Czytam kryminały, powieści lecz tak naprawdę nie czuję potrzeby, żeby się w tej dziedzinie określać. Jednak czytam na tyle długo, że mam swoich  autorów faworytów , do których książek zawsze chętnie wracam. Nicholas  Sparks, Harlan Coben, Jeffery Deaver, Katarzyna Grochola, to tylko niektórzy z moich ulubionych pisarzy.