poniedziałek, 21 maja 2012
Sen
Obudziłam się w małym pomieszczeniu, które wypełniało światło świecy. Leżałam na czymś twardym, nakryta ciężkim zmechaconym kocem. Usiadłam na moim posłaniu. Zorientowałam się, że jestem w kajucie. Wiedziałam, że jest środek nocy i znajduję się na pełnym morzu. Wstałam z posłania i spojrzałam w wielkie lustro stojące na podłodze i oparte o ścianę. Miałam na sobie długą i workowatą koszulę nocną. Wyglądałam strasznie. Obejrzałam się. Na drewnianym stole leżała pożółkła mapa, świeczka w świeczniku oraz kubek. Był pusty ale buchała z niego para. Powietrzu pachniało rumem i olejkiem cytrynowym, który moja mama dodawała do masy sernika.
Otworzyłam drzwi, przestąpiłam wysoki próg. Pokonałam kilka schodów (na górę) i znalazłam się na pokładzie. Jego zobaczyłam dopiero po dłuższej chwili. Stał przy barierce i patrzył w morze. Wyszukiwał białych, pieniących się fal. Podeszłam do niego. Razem zachwycaliśmy się szumem morza i wiatru. Byliśmy tak blisko jak kiedyś. Czułam naszą zażyłość i było mi tak dobrze. I było mi tak dobrze patrzeć znowu z nim na gwiazdy… Tylko tyle.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz