sobota, 28 grudnia 2013

Sprawa Pani Walewskiej

W książce „Kłopoty z panią Walewską” znajdziemy zdradę, namiętność, miłość, czyli podkład do napisania powieści dla kobiet. Lecz tym razem nie jest to zwykły romans. To biografia Marii Wasilewskiej a dokładniej mówiąc próba opisania jej romansu z Napoleonem. „Polska żona Napoleona” - jak o niej mówiono, została niejako wmanewrowana w związek z cesarzem. Miała wywrzeć na niego wpływ i  ukierunkować jego zamiary wobec Polski. Maria, która młodo wyszła za mąż, dosyć szybko choć niechętnie dała się przekonać (dla dobra ojczyzny) do wejścia w ten układ.
Czytając tę książkę zastanawiałam się czy Maria Walewska była szczęśliwą kobietą. Ostatnie strony biografii niejako zasugerowały mi odpowiedź na to pytanie. W ostatnim rozdziale książki przytoczone były prywatne zapiski Marii Walewskiej. Pisała w nich jak doszło do pierwszego spotkania i w konsekwencji do romansu z  Napoleonem. Maria była kobietą, która na polecenie innych przybrała rolę kochanki. Potem, jak wynika z jej zapisków, Napoleon szantażem zmuszał ją do dalszych spotkań. „Dla dobra sprawy” Walewska poddawała się woli cesarza. Na jego polecenie podróżowała z nim (i za nim) po europie.

Zapiski Marii Walewskiej z początku romansu z Napoleonem pokazują, że poddała się ona woli innych osób w brew swojej woli i swoim  przekonaniom. To inni zadecydowali o jej losie i roli, którą miała odegrać. 

piątek, 22 listopada 2013

"Gosposia prawie do wszystkiego"

            Wydawać by się mogło, że Maria jest szczęśliwą kobietą. Jest inteligentna, wykształcona. Ma męża, w którym jest wciąż zakochana. Mają wielkie mieszkanie „loft”. Maria jednak czuje, że życie gospodyni domowej jej nie wystarcza – chce wrócić do pracy na uczelnie i dokończyć swój doktorat. Aleks, jej mąż, nie jest zadowolony z jej planów. Nie chce się zgodzić również na to aby ich dom prowadziła gosposia. W czasie jednej z kłótni Aleks uderza Marię. Postanawia ona natychmiast odejść od męża.
            Z rządzeniem losu Maria trafia do Szczecina. Postanawia, że będzie prowadzić dom innym ludziom jako gosposia. Ma bardzo konkretne wymagania i pomysł na swoją pracę.

            Książka Moniki Szwai „Gosposia prawie do wszystkiego” To niezobowiązująca a zarazem przyjemna powieść dla kobiet. Idealna na długie wieczory. Monika Szwaja, jak zawsze, w swoich książkach ma pomysły na ciekawe wątki. Tym razem jednak, czytając „Gosposię” przeszkadzało mi trochę to, że powieść była przewidywalna. 

poniedziałek, 14 października 2013

Cesarz

Przez pięćdziesiąt lat w Etiopii rządził cesarz, Hajle Sellasje. Ryszard Kapuściński w mistrzowski sposób ukazuje ciemną stronę  jego panowania. Rozmawia z ludźmi, którzy służyli cesarzowi. Ukazuje ich oddanie, pazerność, strach oraz walkę o względy władcy. Cesarz jest dobrze oceniany przez ludzi ze swojej świty. Zagranicą uchodzi za wspaniałego przywódcę, który dba o rozwój swego kraju. Za jego panowania powstaje pierwszy uniwersytet w kraju, budują się domy, drogi, cesarstwo kupuje samoloty i inne dobra od innych krajów. Sam władca opływa w dobrobyt. Ma liczne pałace oraz rozmaite bogactwa. To jednak okazuje się wielką zasłoną dymną dla świata. Niedaleko poza granicami stolicy panuje bieda i śmierć głodowa…
„Cesarz” jest opisem dyktatury i podporządkowanie się ówczesnym rządom. W ostatniej części książki Kapuściński pisze o upadku tego systemu i dekornizacji  przywódcy. Książka uczy i pokazuje kawałek historii biednego afrykańskiego kraju. Z jednej strony cesarz ukazany w  groteskowy sposób, z drugiej zaś jako bezwzględny dyktator posiadający władze absolutną.

Czytając tą książkę wiele razy dziwiłam się a nawet wzruszałam. Byłam bardzo mile zaskoczona tym, że literatura faktu, chociaż mówi o trudnych i bulwersujących sprawach, może być podana w przystępny sposób, który łatwo wciągnie i zaciekawi czytelnika. Za to przyznaje autorowi duży plus.

czwartek, 10 października 2013

Pamięć

//
Nazbierało się tęsknot
poprzez czas
który nieustannie błądzi
gubiąc po drodze sprawy
kiedyś takie ważne
//
Blakną wspomnienia
za każdym razem staje się tak
a  przecież jesienią też można się cieszyć
//
Gdy minie szarość i deszcz
splot dawnych wspólnych chwil nie pozwoli zapomnieć
o tym co było kiedyś
takie ważne

wtorek, 20 sierpnia 2013

Zawód nie dla cyników

Kilka tygodni temu W. wspomniał o „Cesarzu”, książce Ryszarda Kapuścińskiego.  W kilku zdaniach opowiedział mi o czym jest ta książka. Stwierdziłam, że może mi się ona spodobać więc odnotowałam sobie w pamięci, iż trzeba tą pozycję wypożyczyć. Tydzień temu udałam się do księgarni w celu kupienia jakiejś książki w prezencie dla W. bo miał urodziny. Długo wybierałam, zastanawiając się, jaka książka sprawiła by mu największą radość. Postanowiłam poszukać czegoś w dziale literatury faktu. Tam trafiłam na książkę Kapuścińskiego „To nie jest zawód dla cyników”, którą po krótkim namyśle kupiłam Z tekstami tego autora nie miałam jeszcze do czynienia, więc z ciekawości zaczęłam czytać.
            W książce są niepublikowane nigdy całości w Polsce wykłady i rozmowy Ryszarda Kapuścińskiego wydane dotąd tylko po włosku i hiszpańsku. Autor opowiada w niej o przygodzie, jaką może być zawód dziennikarza. W prosty i przejrzysty sposób przekazuje tajniki swojego fachu. Dowodzi, że dziennikarstwo może być sztuką i wielką pasją. Podstawą tego zawodu, według autora jest pozytywne nastawienie do ludzi, rozumienie ich problemów poprzez empatię oraz rzetelne trzymanie się faktów i pisanie prawdy.    
Książka „To nie jest zawód dla cyników”, moim zdaniem, jest doskonałą zachętą, do tego aby sięgnąć po następne teksty Kapuścińskiego. Pokazuje, że jej autor był osobą ciekawą świata. Wiele lat przebywał jako korespondent w Afryce oraz w innych częściach świata. Odniosłam wrażenie, że poznawanie ludzi i ich życia, było wielką pasją Ryszarda Kapuścińskiego.  W czasie swoich podróży był świadkiem wielu  przemian polityczno-społecznych, które później opisywał w swoich książkach.

Moja przygoda z twórczością Ryszarda Kapuścińskiego dopiero się zaczęła. Mam nadzieje, że potrwa ona długo i pozwoli mi się cieszyć z odkrywania nowych ludzkich historii, kultur i obyczajów. 

wtorek, 30 lipca 2013

Dolina lalek

„Dolina lalek” to niezwykła powieść. Ukazuje nam przygodę z show biznesem w  Nowym Jorku. Lecz i to przedstawienie ma swoje cienie. Gdy opada kurtyna świat uwielbianych przez tłum idoli przestaje błyszczeć. Wielkie sławy wracają do swoich pustych mieszkań. Ta cisza, która w nich panuje nie jest kojącą i upragnioną oazą spokoju. Gonitwa za tym, aby być ciągle na szczycie wymusza na nich bycie bezwzględnym i wyrachowanym. W książce ukazany jest brutalny świat, w którym rządzi pieniądz, seks i fałszywa przyjaźń. Uwielbiane przez tłum artystki w skrytości ducha pragną zaznać bezinteresownej przyjaźni i wielkiej miłości.  Dla bohaterek cudowną odskocznią i antidotum na niepowodzenia życiowe stają się „czerwone laleczki”. Te usypiające kapsułki bardzo szybko uzależniają prowadząc do tragicznych wydarzeń.  

czwartek, 18 lipca 2013

Pitulek


            Pewnego razu był sobie mężczyzna, który niebawem miał zostać po raz pierwszy ojcem. Miał świadomość, że to bardzo poważna życiowa rola i trzeba się do niej rzetelnie przygotować. Kiedy jego małżonka biegała po sklepach i kompletowała wyprawkę dla pierworodnego, on większą uwagę poświęcał na przeglądaniu różnych czasopism i poradników dla przyszłych rodziców.
            „Dobre rady” szybko jednak zweryfikowało życie. Pewnego uroczego dnia w ich domu pojawił się Pitulek – ich synek. Sfrustrowany młody tata odkrył, że wszelkiego rodzaju poradniki, które czytał, nie wspominały o wielu nieprzyjemnych aspektach posiadania dzidziusia w domu. Co zrobić, gdy dziecko budzi rodziców o trzeciej w nocy choć ma suchą pieluszkę, jest najedzone i zdrowe? Jak zabezpieczyć przedmioty w domu przed inwazją zaczynającego raczkować potomka? Dlaczego znajomi dzwonią o ósmej wieczorem  i budzą śpiącego synka?

            „Dziecko dla początkujących” Leszka K. Talko, to przezabawna książka w formie krótkich opowiadań  z przymrużeniem oka. Autor przedstawia blaski i cienie bycia młodym rodzicem. Lekkie pióro i zabawne sytuacje opisane w książce mogą spowodować głośne wybuchy śmiechu, Polecam;)

piątek, 12 lipca 2013

Sunny Jacobs

 Książka „Skradzione życie”, jest autobiografią Sunny Jacobs. To historia kobiety, która niewinnie została skazana za współudział w zabiciu dwóch funkcjonariuszy policji. Siedemnaście lal siedziała w więzieniu z czego pięć lat w celi śmierci. Jej partner, który również był niewinny, nie doczekał ułaskawienie – został skazany na karę śmierci i zginął na krześle elektrycznym.
            Powieść jest swego rodzaju zapisem  - pamiętnikiem. Smutna i wstrząsająca opowieść kobiety, która  niewinnie skazana, musiała rozłączyć się ze swoimi małymi dziećmi,  rodzicami, ze swoim partnerem. W książce opisuje swoje życie w więzieniu, jego rytm i rozkład dnia. Pisze także o sprawach, których nie może doświadczyć – dzieciństwo i dojrzewanie swoich dzieci. Ważnym elementem w książce są listy – korespondencja miedzy ją a jej partnerem odsiadującym wyrok w innym zakładzie. Jest w nich tęsknota ale także wiara i troska o siebie nawzajem i o swoich najbliższych na wolności. W listach tych nie uskarżali się na swój los ale przekazywali sobie dobrą energię i pocieszali się wzajemnie.


  Książka warta przeczytania. 

środa, 29 maja 2013

Parę faktów z ...

Po pierwsze (najważniejsze) dawno nie publikowałam nic na tym blogu. Po drugie (ciekawostka) od początku tego roku przeczytałam dziewięć książek z czego siedem tytułów zaczynało się na literę "D", w tym dwa razy "Dom". A trzecim faktem niech będzie, że na początku kwietnia odbyła się wystawa pracowni ceramicno-rzeźbiarskiej, do której również uczęszczam. Prezentowałam tam zestaw własnoręcznie wykonanych misek...

niedziela, 7 kwietnia 2013

Druga szansa



            W szkole średniej byli zgraną paczką przyjaciół. Młodzi, beztroscy trzymali się blisko siebie. Mieli plany i marzenia związane ze swoją przyszłością. Jak to często bywa, po ukończeniu szkoły średniej ich drogi się rozeszły.
            Po blisko dwudziestu latach spotykają się znowu. Odżywają wspomnienia z dawnych młodzieńczych lat. Lecz oni nie są już tymi samymi ludźmi co kiedyś. Każdy z nich dźwiga bagaż życiowych doświadczeń. Holly, matka dwójki dzieci uświadamia sobie, że nie jest szczęśliwa w małżeństwie i chce się uwolnić od apodyktycznego męża. Oliwia przeżywa przelotny romans i zachodzi w niechcianą ciążę. Rozważa możliwość aborcji. Saffron ponownie popada w nałóg alkoholowy  a Paul i Anna są rozgoryczeni po następnej nieudanej próbie zapłodnienia metodą in vitro.
            Wydaje się jednak, że to za sprawą Toma losy dawnych przyjaciół znów splotły się ze sobą. Niestety Toma nie ma wśród nich. Zginął tragicznie w katastrofie pociągu, którym podróżował. Czwórka jego przyjaciół spotyka się po latach na Mszy żałobnej. Wkrótce potem sploty wydarzeń prowadzą wszystkich do domku na wsi. Wspólna praca przy jego remoncie jest okazją nie tylko do ponownego zaciśnięcia więzi ale też do przemyśleń dotyczących własnego życia i próby odnalezienia w nim pozytywnych wydźwięków.
            „Druga szansa” to pierwsza powieść Jane Green, którą przeczytałam. Jest w niej przemijanie, tęsknota, zdrada  ale też wiele optymizmu i pozytywnych cech, które pomagają bohaterom w trudach ich życia. W książce przeszkadzał mi jedynie zbyt lekki i banalny język, któremu zabrakło trochę więcej polotu. 

piątek, 22 lutego 2013

Sezon na Trójkołowiec;)

Już niedługo sezon rowerowy z czego się cieszę bardzo. Już nie mogę się doczekać kiedy dosiądę mojego trójkołowca !!!:) A ścieżek rowerowych u nas przybywa;)

wtorek, 19 lutego 2013

"Dziwny przypadek psa nocną porą"


         
         Christopher ma piętnaście lat i cierpi na chorobę Aspergera, odmianę autyzmu. Chłopiec zna się bardzo dobrze na matematyce i fizyce. W wolnych chwilach lubi „bawić się” w potęgowanie liczb i w inne zagadki matematyczne. Chce z tego przedmiotu zdawać maturę i dostać się na uniwersytet by studiować swój ulubiony przedmiot. Lubi rysować różne rysunki oraz bardzo skomplikowane schematy. Zna nazwy wszystkich krajów świata i ich stolic. Luby rozmyślać o kosmosie a jednym z jego chłopięcych marzeń jest zostanie kosmonautą.
Christopher  nie rozumie jednak życia w społeczeństwie. Ludzi (zwłaszcza nieznajomych) boi się, nie chce z nimi przebywać, rozmawiać, zawierać nowych znajomości. Rozróżnia tylko dwie emocje – radość i smutek. Nie wie co to znaczy żartować a przenośnie i metafory uważa za coś głupiego. Nie rozumie na przykład jak można „rzucić na coś okiem” albo „urwać się z choinki”.  Christopher słysząc takie rzeczy bierze je dosłownie.
Nie lubi słyszeć wielu głosów naraz. To go drażni i wywołuje u niego lęk, w skutek którego zaczyna krzyczeć. Z prowokowany potrafi być agresywny, może kogoś kopnąć a nawet uderzyć. Nie lubi być dotykany przez nikogo. Nawet jego rodzice nie mogą jego przytulić a jedyną formą (bliskiego kontaktu), na którą chłopiec im przyzwala, jest dotknięcie dłoni do dłoni. W ten sposób Christopher wyraża przywiązanie i miłość do swoich rodziców.
Cieszę się z tego, że przeczytałam „Dziwny przypadek psa nocną porą”.  Fantastycznie napisana książka, która jest zarówno pouczająca jak i wzruszająca. Mówi o życiu chłopca chorega na Aspergera i o jego bardzo trudnych relacjach ze społeczeństwem. 
Jednym słowem, jeżeli powyżej opisana książka trafi w Wasze ręce nie pod żadnym pozorem nie odkładajcie jej na półkę – musicie ją przeczytać!! Gorąco polecam.

P.S.
W. dziękuję za rekomendację;)

sobota, 26 stycznia 2013

Solo, czyli Koc, Kawa, Książka



Wiem, i strofuje się sama, że ostatnio nie pisze notatek na Bloga. Dręczy i męczy mnie to niezmiernie, gdyż w moim założeniu blog miał mnie właśnie mobilizować do pisania. Jednak na swoją obronę mam to, że podjęłam się spróbowania czegoś nowego. Mam nadzieje, że to zajęcie fajnie mi się rozwinie i będę się w tym realizować. Zobaczymy…
                Nie zaniechałam jednak tego, co najbardziej lubię robić w wolnych chwilach czyli czytania książek. Trzy razy k, czyli Kawa, Kocyk, Książka jest moim odpowiednikiem wieczoru idealnego (gdy wieczór jest już późny może być herbata). Właśnie skończyłam lekturę książki pt. „Solo” Rana Dasgupta. Jest to powieść poetycka, brutalna, wzruszająca i szczera. Tym razem jednak nie będę jej opisywać, czy pisać jakie mam wrażenia. Napisze tylko tyle, że książka mi się podobała. Chcę podzielić się fragmentem, który mi się bardzo spodobał i w jakiś sposób zafascynował. Jest to opis deszczu, który słyszy ze swojego mieszkania starszy, niewidomy człowiek.
„Dziś rano Ulrich wyczuł w powietrzu jakąś świeżą dojrzałość, a teraz jest popołudnie i zbiera się na burzę.
Najpierw tylko pojedyncze krople, z których tworzy się niebawem płachta westchnień, powlekająca świat warstwą dźwięku. W oknie powiew – dzięki Bogu! – i woń kurzu, który spływa z dachu i kapie z liści drzew. Ulrich słyszy przez ścianę, jak sąsiadka spiesznie kuśtyka, pomykając od okna do okna, żeby je czym prędzej otworzyć no oścież. Leje jak z cebra. Starzec wyobraża sobie wszystko aż do najdrobniejszych szczegółów: strugi wody tryskają spod kół samochodów, sunących z sykiem po asfalcie, a zdane na łaskę deszczu długie stalowe dachy dworca autobusowego dudnią jak blaszane bębny. Oto zaś przyłapane znienacka postaci: ulica zapędza przechodniów do sieni. Ktoś biegnie, rozpostarłszy nad głową dźwięczną membranę plastikowej torebki. Gniew żywiołów znów skupia się na plastiku, gdy po drugiej stronie ulicy przekupnie w pośpiechu nakrywają folią stragany. Poi parapecie drobi delikatny stukot.
Wprost z parapetu na czyjś rozpięty parasol lecą z góry krople, gromko eksplodując. Na czubkach żeber parasola wzbierają srebrzyste perełki, zanim urwą się i spadną, puszyście spryskują ziemię wśród rzednącego deszczu. Rozbijają się o chodnik i zamieniają w bryzę. Pod oknem – a może to tylko wyobraźnia zawodzi Ulricha? – majaczy kształt zbyt wielki, żeby był jednym człowiekiem: ciemna dubeltowa bryła, w którą wsiąka mokry poszept. Dwoje ukrytych kochanków tuli się do siebie pod markizą – skulony cień pośród plusku.”
Ja nazywam takie fragmenty perełkami. Trzeba mieć wyobraźnie, żeby wyłuskać ze zwyczajnego życia takie cudne drobinki.

środa, 9 stycznia 2013

Dagerotyp i czarny worek Mrówkornika;)


Dagerotypia – proces fotograficzny, w wyniku którego na metalowej płytce otrzymywany jest unikatowy (bez możliwości jego powielenia) obraz, zwany dagerotypem.

Przez pewien czas uczęszczałam w moim mieście do Domu Kultury na kółko literacko-teatralne. Były ciekawe zajęcia na scenie i związana z tym niezwykła przygoda i zabawa. Naprawdę jest co wspominać. Mieliśmy też na poddaszu MDK swoją pracownie. Dosyć duża sala, w której stoły ustawione  były w podkowę, tablica, regał z książkami, wielkie biurko, na którym stał nasz komputer i wiecznie szwankująca drukarka, w kącie stało stare pianino. W późniejszym  okresie dzieliliśmy tą salę z uczestnikami pracowni muzycznej. Gdy przychodziliśmy na nasze zajęcia  pod ścianą stały bębny i talerze od perkusji, a także duża kolumna i konsola nagłaśniająca z mikrofonem. Warto dodać, że każdy uczestnik naszych zajęć miał swój kubek i swoje teksty prezentował w miłej atmosferze, przy herbacie lub kawie. Frekwencja była różna ale kiedy coś ważnego mieliśmy do zrobienia, potrafiliśmy się zebrać wszyscy razem.
Nieraz nasza pani Kasia, która prowadziła zajęcia, robiła nam sesję kreatywnego pisania. Polegało to na tym, że mieliśmy napisać jakiś tekst (wiersz, felieton, opowiadanie). Pretekstem do całej tej zabawy, miał być jakiś przedmiot. Mogliśmy popuścić wtedy wodze fantazji. Powstawały wtedy naprawdę fajne i zaskakujące teksty.
Pierwszym takim przedmiotem, przyniesionym przez panią Kasie był dagerotyp, czyli urządzenie z początków fotografii. Pamiętam, że na myśl nasuną mi się mały zakładzik fotograficzny, który należał do dżentelmena chodzącego zawsze wspaniale skrojonym garniturze i nieodzownym kapeluszu. W swoim zakładzie robił zdjęcia dzieciom, dorosłym oraz całym rodziną. Nie pamiętam czy ta historia miała jakiś dalszy ciąg.
Kolejna  sesja. Czarny worek a w nim dużo kolorowych konfetti z bibuły oraz kilka balonów. Trzeba było coś wymyśleć. To co wtedy napisałam było tak samo surrealistyczne jak przedmiot, na podstawie którego miał być napisany tekst.

Było wiele powietrza w tej sprzężonej w niewidzialnym graniastosłupie przestrzeni. Nikt nigdy nie łudził się, że zmierzy jej ciężar i w jakiś naukowy sposób zdoła obliczyć jej elastyczną (panna rei) powierzchnie. Domyślali się jedynie, że Mrówkownika otacza zewsząd gęstwina barwnych bibulliny, jedynych stworzeń żyjących dawaniem dotyku innym kiełkującym lub już dojrzałym stworzeniom. Może to  tylko sugestia spowodowana wybuchem liści na drzewach, kolorami i kształtami fotosyntezy pelargonii, a może obsesją liczenia malutkich, białych kwiatków na krzaczku dobrze zapowiadającej się truskawki. Stężenie? Gilgotki? Czy na pewno…?
 Byłam tam wojażem wyobraźni. Widziałam kilka okrągłych prętów oklejonych dokładnie bibullonem żyjących wiecznym snem. Odżywiają się szarymi, krystalicznymi pyłkami, które wchłaniają w swoje nozdrza również Mrówkorniaki. Pożywienie wiruje w przestrzeni noc i dzień i każdy ma niego pod dostatkiem. Od czasu do czasu na którymś  z prętów przysiada napuszona kulka Mrówkownika i ten go zjada. Zamienia go w proszek, którym wypełnia skrupulatnie i po kolei swoje wnętrze.
Akurat wtedy był słoneczny dzień. Siedziałam w amfiteatrze z tekturowych siedzeń zaszpachlowanych w niektórych miejscach mocną brązową taśmą. kurtyna, która mnie otaczała, była cała czarna. Chociaż hermetyczna dzianina nie przepuszczała powietrza, czułam się dobrze i swobodnie oddychałam. Zaprzyjaźniłam się nawet z dwoma Mrówkornikami. Dopiero po godzinie seansu okazało się, że jesteśmy w podobnym wieku, po półtorej godzinie przeszłam samą siebie – zjadłam dwa pyłki. Na sam koniec spojrzałam na dzianinę. Emitowała wiraż kolorów. Barwy były soczyste i bardzo intensywne a zarazem w ogóle nie drażniły oczu. Iluminacja krainy była piękna i trwała mniej więcej kwadrans.
Piękniejszego zachodu słońca, jaki był tam, pośród tekturowych krzeseł, nie widziałam. Kiedy będę sama… Powrócę tam nie raz.